jej tam siedzieć. Właściciel wioski każe chłopcu od bydła zajmować bociany sąsiada ze szkody, przyczem spogląda złośliwie na gościa — ten istotnie nie jest pewny, czy to żart, czy to na seryo. Zapraszają go na polowanie i wsadzają mu w rękę jakąś machinę, której się boi, i z której nie wie, jak strzelać. Mówią mu, że będą polować tylko na wilki, bo na nic innego nie wolno; a on jak żyje nie widział i nie chciałby widzieć żywego wilka. Nakoniec, wraca kontent, że znowu zapanuje na ganku i w salonie; tymczasem o dziewiątej, t. j. o godzinie, w której w Warszawie bierze się za kapelusz i idzie na spacer, wszyscy rozchodzą się spać.
Któżby skończył, gdyby chciał opisywać wszystkie kłopoty, jakie mogą spotkać na wsi niedoświadczonego Warszawianina, i wszystkie szyderstwa, jakich mimowoli stać się tam może celem! Za to wróciwszy do Warszawy, ma dopiero o czem opowiadać! Naturalnie, że wypadki rosną w opowiadaniu, skutkiem czego opowiadający podrasta w opinii znajomych do wysokości bohatera.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.
Gazeta Polska, 1873-ci rok. № 143 z dnia 30 czerwca.