a wszystko to, jak twierdził pewien właściciel domów, i jak jeśli nie twierdził, to zapewneby twierdził każdy reżyser, dlatego tylko, byle zapełnić szpalty. Tak więc jest recepta i w czasach ogórkowych na felieton, a recepta ta, wyrażona w stylu aptekarskim, byłaby następującą: weź reżyseryę teatrów, albo właścicieli domów, utłucz na miazgę, dodaj kilka, dobrze odleżałych i wysmażonych dowcipów, rozpuść to wszystko w stylistycznej wodzie i dawaj po pięćset wierszy co tydzień, aż do skutku.
Aż do skutku? Ale pytanie komu? Pokazuje się, że można, jak król Mitrydates, przyzwyczaić się do wszelkich trucizn, albowiem ani na reżyseryę, ani na właścicieli nie działa ta mikstura. Nic godniejszego uwielbienia, nic bardziej nawet rozczulającego, jak rezygnacya i spokój, z jakim pierwsza i drudzy znoszą te niesprawiedliwe obelgi i napady.
Mimowoli przypomina się rzewna historya „o uciśnionej niewinności“.
— Niech sobie co chcą gadają, a ja nowych sztuk nie stworzę“ — mówi reżyserya.
— A my podniesiemy jeszcze na przyszły rok komorne — dodają gospodarze.
Co to jest mieć czyste sumienie.
Będziesz bezpiecznie po żmijach zjadliwych
I po padalcach deptał niecierpliwych.
A jednak właściciele domów mieliby sposób, aby te żmije gniewliwe i niecierpliwe pa-