minały już niektóre pisma, zaczerpnęliśmy z najpewniejszego źródła. Inna za to pogłoska, a mianowicie, że wpis w tej szkole nie ma być większy niż w gimnazyach rządowych, okazała się fałszywą. Wiemy z równie dobrego źródła, że tak nie może być i nie będzie. Wpis, jaki w szkołach rządowych opłacają uczniowie, nie pokrywa ani połowy kosztów utrzymania tychże szkół, a braki stąd powstałe dopełniają się z funduszów edukacyjnych. W szkole prywatnej musiałby je założyciel dopełniać z własnej kieszeni, czego niepodobna od nikogo wymagać.
Z tego poważnego zwrotu myśli zejdźmy do poważniejszego jeszcze, od wzmianki o jednej szkole przejdźmy do wzmianki o innej. Szkoła ta gęsto, dosyć przez cały rok odwiedzana przez osoby bez różnicy płci, wieku i stanu, szkoła pod gołem niebem, a pod osłoną gajów, rozleglejsza niż dawniej Akadema ogrody, wczoraj i dzisiaj tłumnie jest zwiedzana. Wiodą ku niej kroki pielgrzymów pamięć i serce, wdzięczność i boleść, miłość pod najróżnorodniejszą postacią, obrana ze wszystkiego, co ją na zwykłym świecie podżega. Szkołą tą jest cmentarz; jego cisza, przerywana cichem westchnieniem lub głośnem łkaniem, jego przestrzeń, skrapiana łzami, migająca światłami, stanowiącemi symbol gorejącego uczucia, dysząca modlitwą, chłonie w siebie czasowych gości, gotujących się do zamieszkania tam na zawsze… Byłem i ja tam, a
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.