i niezbyt bezpiecznie się ryzykować, ale wspomniany róg Bielańskiej i Senatorskiej przechodzi wszystko, o czem można zamarzyć. Dla mieszkańców Warszawy jest to prawdziwa szkoła gimnastyki, w której nauczycielami są nasi woźnice. Choćbyś, czytelniku, był najmniej zręcznym, mimo woli nauczysz się rozmaitych wyginań, łamańców i skoków. Trudno bo ci i nie skoczyć, kiedy nagle np. uczujesz gorący oddech koni za kołnierzem, a dyszel blizko ronda twego kapelusza. Sam potem nieraz zdziwisz się własnej zręczności, bo gdyby tobie, człowiekowi spokojnemu, kazano umyślnie wykonywać podobne sztuki, pewniebyś wolał nawet… (coby tu strasznego wymyślić?), nawet przeczytać wszystkie poezye naszych młodych poetów, nawet tłoczyć się przed okienkiem kasyera przed przedstawieniem pierwszy raz granej sztuki, nawet mieć interes z urzędnikami niektórych ubezpieczeń od ognia, niż ważyć się z własnej ochoty na tego rodzaju sztuki.
A jednak, dzięki naszym dorożkarzom, takie sztuki wykonywamy codziennie. Ha! trudno! Nie nauczymy się jeździć wolniej na skrętach. To mógłby sprawić chyba tylko wyraźny rozkaz odpowiedniej władzy. Zresztą, gimnastyka podobno idzie na zdrowie; że więc tam komuś przejadą czasem dziecko, lub że sam nie doliczy się wszystkich kości, powinien wiedzieć, że cierpi pro publico bono.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.