wychodzi, dowodem tragi-komiczne sceny, które się dzień dziennie rozgrywają przy kasach.
Nigdy darwinowska walka o byt nie odbywała się tak zgiełkliwie, jak ta, w której bronią jest łokieć, celem bilet, nagrodą słodkie, karą po przegranej kwaśne humory naszych żon i córek. Ile tam gwaru, ile tłoku, hałasu, popychań, ile połamanych kapeluszy, zaklęć, złorzeczeń, gorących modlitw do tego nieubłaganego dzierżyciela losów przedokienkowych suplikantów. Ale za to na tle tego chaosu, jakże wzniosłe myśli może budzić to znane wszystkim niewzruszone oblicze, spoglądające z poza szyby szklanej z niewzruszonym spokojem na zabiegi i walkę tłumów o te czerwone i żółte kartki. Napróżno tłum ciska zaiskrzonym wzrokiem na faszerowaną nimi księgę, leżącą poza ramą okienka; napróżno prosi się, dobija, popycha, wre, szumi, błaga i złorzeczy, na obliczu owem ani na chwilę nie znika ta godność i spokój, świadectwo poczucia swej wyższości ponad zwykłych śmiertelników tego świata.
Co za antyteza, godna Wiktora Hugo; spokój obok zamętu, pogoda obok burzy, cisza obok wrzawy, majestat wobec tłumów.
Walki owe przy kasach przybierają szczególnie zacięty charakter przed każdem przedstawieniem Otella. Jest to jedna z najbardziej scenicznych tragedyi Szekspira, a znakomita gra p. Leszczyńskiego podnosi do demonicznej potęgi
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.