jednak nikt nie posądza, abyśmy sobie takiej życzyli. Mroźne dnie, w których śnieg skrzypi pod nogami, jasne a widne noce, miła to perspektywa dla tych, których czeka zabawa, płonące okna i woskowane posadzki salonów, iskrzące oczy z pod masek, uśmiechy dam i cały ów hulaszczy, szalejący wesołością karnawał, pełen życia i gwaru, ogłuszający dzwonkami sanek, nawoływaniem woźniców i rżeniem koni. Ale nie wszystkich dola jednaka: „Im zima tęższa, tem dola cięższa“, skarży się smętnie ubóstwo, a w tej rzewnej skardze tkwi bolesna prawda i bolesne doświadczenie, nabyte chłodem i głodem. Posępna to strona medalu, te izby obok salonów, nieopalane, błyszczące szronem na ścianach, dniem ciemne, wieczorem ozłacane światłem łojówki, a tak puste, że tylko garść słomy i dzban zmarzniętej wody ubierają podłogę, a tak ciche, że tylko drżący oddech zamieszkujących je istot, przerywa głuche milczenie. Czasem tylko na tle tego obrazu przesunie się, jak weselszy promień słońca, cicha postać szarej siostry miłosierdzia, niby anioł, niosący z sobą wspomożenie i pociechę.
Jakoż zimą poruszają się żywiej wszystkie instytucye dobroczynne, organizują się odczyty, bale, koncerta, a drzemiące potrochu latem miłosierdzie publiczne, wraz z pierwszymi przymrozkami budzi się z uśpienia i wytańcowawszy się na balach, albo nasyciwszy koncertową mu-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.