szanych z hałasem, jaki robi publika, mimowoli przychodzi na myśl ta chwila przed stworzeniem, kiedy to jeszcze wszystkie żywioły były z sobą pomieszane, a od zenitu do nadyru panował chaos. Niezupełnie to zresztą ich wina, bo do uzupełnienia chaosu przyczynia się wspomniany przez nas akompaniament różnojęzycznych, głośnych rozmów, jakie publika nasza lubi prowadzić, bez względu na to, czy tam kto gra, czy śpiewa; dalej hałas, sprawiany przez wchodzących, nakoniec szmer poruszanych na wszystkie strony krzeseł, a zrozumiemy łatwo, dlaczego osoby, zwłaszcza nerwowe, doznają po wyjściu z Towarzystwa pewnego zawrotu głowy, który przechodzi dopiero pod wpływem orzeźwiającej atmosfery i ciszy nocnej.
Niektóre bowiem zwyczaje naszej publiki prawdziwie możnaby nazwać barbarzyńskimi. Do takich zaliczamy przedewszystkiem zwyczaj wychodzenia z teatru przed końcem sztuki, a wchodzenia po jej zaczęciu. Podobne sans façon nie istnieje nigdzie zagranicą. Wystaw sobie, wiejski czytelniku, że jesteś pierwszy raz na jakiejś sztuce i słuchasz Żółkowskiego, Modrzejowskiej lub panny Romany Popiel, z których gry nie chciałbyś ani jednego gestu lub słowa uronić. Raptem na początku rzędu krzeseł powstaje pewien ruch i hałas. Spoglądasz; wchodzi jakaś postać, elegancko urękawiczona, u-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.