„przyjacielskie“ baliki dla lubiącej swobodę młodzieży i wesołych kumoszek warszawskich.
Tiwoli jest rodzajem Mabilu warszawskiego, rodzajem wprawdzie zmniejszonym, mniej okazałym i eleganckim, ale w każdym razie jedynem miejscem w Warszawie, w którem strojny w winogradowe wieńce Bachus brata się z złotowłosą Afrodytą, i przejęty duchem dziewiętnastego wieku, otwiera na oścież wrota nowożytnym bachanaliom. I tu więc atmosfera ćmi się dymem ofiarnym, wprawdzie nie mirry lub bursztynu, ale cygar i papierosów; i tu migoce płomień, wprawdzie nie pochodni, ale gazu, i tu powietrze dyszy żarem, krew burzy się w żyłach, a lud wykrzykuje „ewoe!“, który to wyraz odgrzebał w wykopaliskach starożytności i powołał do życia Offenbach. Tiwoli i jego wieczory są także smętną w skutkach szkołą, która przerabia naszych gołowąsych „synków mamuni“ na ludzi bez złudzeń na modnie znudzonych bajronistów, na „interesujących nil admirari“, admirowanych z kolei przez pensyonarki, przypuszczające, że musieli wiele cierpieć w życiu, jak to zaświadcza wczesna na ich głowach łysina. Tiwoli jest dalej wyspą, jak mówi Słowacki, „dla naszych grubych Sancho-Panszów“, na której wiszą, jak pijawki, na uszach kufli, napełnionych piwem, i wodząc smętnemi oczyma za tańczącemi parami, zasypiają wreszcie — „procul negotiis“. Tiwoli jest nakoniec
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.