dzić powinieneś, panie Handel, zadawać podobne pytania. Ubliżasz niemi własnej córce. Co do mnie, nie mogłem oprzeć się chęci poznania jej (Tu pan Dowcip rzucił spojrzenie na pannę, która skrzywiła się okropnie). Spójrz pan, co za cudowny uśmiech, ile w nim wdzięku i słodyczy! Ale! czy ja powiedziałem, że nazywam się Dowcip? Zdaje mi się, że powiedziałem. To dobrze. Ojcem moim był Humor, matką Trafność. Co do dóbr ziemskich, ruchomych lub nieruchomych, nie przypominam sobie dokładnie w tej chwili, gdzie je posiadam. Zresztą mniejsza o to. Władam za to rozmaitymi talentami, jestem usposobienia żywego, wesołego i pochlebiam sobie, że umiem się podobać. Oto moja rekomendacya, którą w braku naszych wspólnych znajomych lub listów od nich, sam dopełniam.
— No — pomyślał sobie pan Handel — jużci córki nie dam temu wiercipięcie, ale że człowiek, zda mi się, wesoły, a my oboje z córką, pomimo naszych bogactw, nudzimy się, prawdę rzec, serdecznie, więc go zaproszę, niech nas zabawi.
I zaprosił go do wnętrza pałacu.
Ach! ale jakże pobłądził pan Handel! Ojcowie nie znają zwykle serc swych córek, nie wiedzą, że miłość może znienacka uchwycić serce każdej dziewicy, choćby jej na imię było: Chęć zysku. Tak też się stało i w tym wypadku.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.