Pan Dowcip jak raz wpadł do domu państwa Handel, tak już począł stałym w nim bywać gościem. Zabawiał ojca, rozrywał pannę, towarzyszył jej na przechadzkach, nosił jej wachlarz, parasolkę i chusteczkę od nosa; grywał z nią na cztery ręce i śpiewywał duety, pochlebiał, szeptał miłe słówka do ucha i co dnia silniej i silniej zaciskał obręcz miłości koło jej wolnego dotychczas serca.
Co większa, i pan Handel sam także polubił młodego gościa. Wpadł w wyborny humor, ożywił się, odmłodniał i ze zdziwieniem dostrzegł w końcu, że od czasu, jak Dowcip bawi w jego domu, nawet i obroty idą mu daleko lepiej.
— Czem się to dzieje? — łamał sobie głowę pan Handel.
A tymczasem panna Chęć zysku coraz silniej przywiązywała się do młodego gentlemana i nakoniec…
Nie pamiętamy, czy noc była jasna, cicha, ciepła, księżycowa, czy poblizki strumień szeptał modlitwę wieczorną, czy srebrna rosa, odbijając księżycowe blaski, lśniła na liściach i kwiatach, czy chór słowików w wilgotnych olchach kaskadą tonów zalewał i mącił świętą ciszę nocy, czy woń biła w powietrzu… nic nie pamiętamy tego, a wiemy tylko, że w takiej lub podobnej chwili Chęć zysku złożyła romansową głowę na łonie Dowcipu.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.