nem, ogonem i wszystkimi grymasami dzisiejszej mody. Miała to być jakaś znakomita para, bo przechodzącą przez oddział japoński wystawcy witali z wielkiem uszanowaniem, na co dama z wielką grandezzą główką czasem kiwnęła. Kobiety chińskie ubierają się zupełnie jak ich mężczyźni, tylko że noszą krótkie spódniczki, równie ciemne jak kaftan; nóżki ich maleńkie obute są w czarne pantofelki, pod którymi są osobno przyczepione podeszwy drewniane na cztery palce grube. W jednej ręce parasol od deszczu, w drugiej od słońca. Chód ich nie jest elastyczny i daleko mu do wdzięcznego chodu europejskich kobiet.
Wszedłszy do gmachu wystawy przez bramę wschodnią, zaraz na prawo spotykamy chorągwie z herbem Mikada, astry białe na tle fioletowem. Wielka boczna sala, przeznaczona w planie na pomieszczenie Japonii, Chin i Siamu, wystarczyła ledwie na pierwsze z tych państw; Chiny musiały sobie przystawić jeden duży aneks, drugi mniejszy i zajęły jeszcze ćwierć sali, zajmowanej przez Rumunię i Persyę. Pierwsze, co tu w oczy bije, tak swą dziwaczną formą, jako też i ogromem, jest wielka złocista ryba, ułożona na draperyi, mającej morze przedstawiać. Mile brzmiące nazwisko tej ryby jest: Kim-no Schiuchihoho. Jest dawne podanie japońskie, że na dnie morza jest wielka ryba tegoż nazwiska, która wszystkie inne pożera;
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.