skie, węgierskie, reńskie i t. p. Spotkać też tam zawsze można smakoszów, kosztujących z wielkiem namaszczeniem tych napoi, i ludzi praktycznych, którzy taniej się tam pożywić mogą, jak w innych restauracyach. Przeszedłszy znów w stronę węgierskiego kościoła, który teraz napełniony jest okazami drzewa i drewnianymi wyrobami, spotykamy mały kościółek, cały obity gontami z blachy; mieści on w sobie wyroby kościelne. Widzimy tam piękne ornaty, grubo złotem i jedwabiami haftowane, stuły, komże, monstrancye, kielichy, słowem, wszystko, co tylko do odprawienia nabożeństwa jest potrzebnem.
Minąwszy domki, już wpierw opisane, znajdziemy się na folwarku szwedzkim. Dla odmiany nie idziemy najprzód do domu, ładny on jest, choć drewniany, z gankami na dole i piętrze, i mieści w sobie dobrą kawiarnię, w której usługują szwedzkie dziewczęta, ale idziemy do obory. Jakaż bo to tu oborą! Widząc ją, ma się ochotę mieszkać na wsi i zawzięcie gospodarować; gdyby jeszcze do tego mieć zawsze taką pszenicę, jak wystawiona w egipskim oddziale! Każda dama w stroju balowym może spacerować po tej oborze, bez obawy nie już zawalania się, ale nawet przesiąknięcia sukni stajennym odorem, który w pokoju lub salonie wcale miłym nie jest. Zbudowana w podkowę niby, z wielką liczbą półokrągłych okien, obora ta ma tak
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.