pieska od śmieszności, pełną frazesów, częstokroć napuszonych, rzadziej wymownych, nigdy poetycznych.
Pominąwszy jeszcze krótką wzmianką następny obraz dramatyczny, p. t. „Regina“, do którego z trzeźwym pojęciem rzeczywistości życia wcale przystępować nie można, przechodzimy obecnie do liryki, która stosunkowo stanowi najlepszą część całego zbioru. Rozpoczyna ją wcale udatny utwór, zatytułowany: „Róże“. Jakkolwiek forma, miejscami zbyt sucha i mało artystyczna, często i tu nie dopisuje autorce, to jednakże prawdziwie wdzięczny i pełen poetycznego uroku pomysł nadaje poemacikowi temu niezaprzeczoną wartość.
Stara artystka opowiada tu młodszej towarzyszce koleje swego życia i, zapuszczając się myślą w przeszłość, szuka w niej wspomnień szczęścia. Nie dał go jej ani zawód artystyczny, ani wspomnienia tryumfów, ani kilka listków lauru: jedno tylko i jedyne wspomnienie, które tęsknotą ożywia jeszcze dziś pierś nawpół wystygłą, stanowią róże, które kiedyś nie artystka, ale kobieta otrzymała jako dar serca. Jest to jedyny promień słoneczny z posępnej przeszłości staruszki, która, zwracając się do młodszej towarzyszki, tak wreszcie kończy:
Spójrz! ten martwy, choć świetny wieniec laurowy
Mniej mnie wzrusza, niż drobne tych zwiędłych róż listki,