Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.
Z ustronia.

Panowie współredaktorzy! Przemocą swoich zachęt włożyliście mi pióro w rękę, raczcie więc na rachunek swojej odpowiedzialności wpisywać wszystkie jego niepowodzenia…
Szanowni czytelnicy! Nie obwiniajcie redakcyi, jeżeli się na moich zdolnościach zawiedzie…
Dwa te zastrzeżenia, wcale nie wspak swych znaczeń czytane, wyrażają myśl jednej dla poniższych słów dewizy.
Przegrywka skończona… a więc do roboty.
Jak starej szkoły powieściopisarz, zaczynam od wspomnień. Bądźcie wszakże spokojni, nie od osobistych i dalekich. Chcę mówić o Siemiradzkiego „Jawnogrzesznicy“. Jeszcze raz, uspokójcie się… nie o artystyczną, ale o moralną stronę obrazu mi chodzi. Moralną? Tak jest. Widzieliście go… mylę się… widzieliście tę żydowską orgię, w której krew tętna swe potroiła, rozpusta powykrzywiała półpijanemu orszakowi twarze w wyrazy rozbestwienia lub