jego wrażenie, a mianowicie pojęcie obrazu. Mimo to wszakże ciągle zdawało mi się, że stoję pośród grona awanturniczych emancypantek, na które za progiem sali czeka klątwa zgorszonej pruderyi i napomnienie dzienników katonowskiej surowości (lecz nie cnoty). Dlaczego jedna i druga tak się zagapiły, że nawet tu i owdzie pochwalny dytyramb zamiast szykany wystrzelił, orzec trudno. Może Jawnogrzesznica, jak grecka Fryne, czarem swych wdzięków przerobiła srogość areopagu na mimowolne uwielbienie? Robię zbyt optymistyczny domysł. Konserwatyści, prawodawcy i stróże naszej publicznej opinii nie mają tak wrażliwego smaku. Sławili obraz, jak owa panienka, naprzód dlatego, że to obraz, a powtóre dlatego, że do połowy święty. Gdyby na godzinę przed przybyciem Jawnogrzesznicy do naszego miasta którekolwiek z młodych pism postawiło teoretyczne pytanie: czy kobiety mogą oglądać widoki moralnego zepsucia, i gdyby tę kwestyę rozstrzygnęło twierdząco, najniezawodniej ogłoszonoby je za skandaliczne. A jednakże, obraz pana Siemiradzkiego był właśnie takim widokiem. Umieszczony na nim Chrystus do reszty podbił etyczne skrupuły… Tym sposobem, stało się w rzeczywistości to, o czem w zasadzie nawet mowy być nie mogło, a mianowicie: idealiści i wstecznicy własnemi ustami odśpiewali hymn uwielbienia na cześć pozytywnego i postępowego wyznania.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.