ją tylko zuchwałą odpowiedź nieubłaganego młokosa.
Ale wtedy kończy się i jej cierpliwość: „Kochałam cię, powiada, i łudziłam się do ostatniej chwili, ale teraz ty sam radykalnie wyleczyłeś mnie ze złudzeń. Kochałam cię więcej, niż wszystko na świecie, a teraz pogardzam, jak…“ głos zamiera jej w piersi, i kończy cichym szeptem: „jak złodziejem!“
Zyzio gnie się pod jej słowami, jak kłos pod tchnieniem wiatru; odzywa się i w jego sercu dawna miłość, a jednak, co za niekonsekwencya!! pieniędzy nie oddaje. Od tej chwili zaczyna się jego rehabilitacya, a jednak pieniędzy nie oddaje. Jest to wielki i bardzo wielki błąd… autorki. Ale taki obrót rzeczy potrzebny jej był do zakończenia. Łatwo bowiem wyobrazić sobie zdumienie Zyzia, gdy w chwili, kiedy przebrała się miara cierpliwości ojcowskiej, słyszy przemawiającą w swojej obronie matkę: „Zyzio nie jest jeszcze tak złym, wszakże mógł zabrać tysiąc rubli, które raz przypadkiem u niego zostawiłam, a nie uczynił tego“. Tu Zyzio ze zdumieniem spogląda na Emilię i nie wierzy uszom własnym. Po chwili jednak sprawa staje przed jego oczyma jasno. Emilia chciała go osłonić i oddała swoje tysiąc rubli, ostatni grosz, jaki miała i mieć mogła.
Oto i koniec sztuki: szlachetny czyn Emilii zwycięża złe instynkta w duszy Zyzia, który
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.