Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

chce jeszcze żartować, rumieni się, miesza coraz bardziej, sama nie wie, co się z nią dzieje i… resztę czuły słuchacz w swej duszy łatwo dośpiewa.
Sztuczka, jak widzimy, czysta, pogodna, a przytem dyalogowana z niepospolitą zręcznością, stanowi prawdziwie cenny dla naszego teatru nabytek. Dla spracowanego, a czasem i skołatanego umysłu jakże miło jest odświeżyć się takim wiosennym uśmiechem, zarówno wdzięcznie, jak szlachetnie odbijającym od tłustych lub rozpustnych fars francuskich, choćby nawet i od dramatyzowanych obrazków feuilletowskich, w których wielkoświatowe wiarołomstwo stara się, pod szatą wykwintności i ogłady, ukryć główną swą, bądź co bądź, cechę: nikczemność.
Co do wewnętrznych motywów sztuki, krytyka słusznie może zarzuca zbyt nagłe przejście od obojętności i małżeństwo-wstrętu do gwałtownej miłości, ale pamiętajmy, że młodość, która, jak mówi Słowacki, każe się łabędziej parce unosić po świecie, i sama unosi się łatwo. Z drugiej strony, jak dalece miłość jest zdradliwą, jak może nagle a niespodziewanie uchwycić za serce, o tem nie potrzebuję i wspominać, albowiem wiedzą to wszyscy, począwszy od Anakreonta, a skończywszy na księdzu Bace, którego refleksye o