nagłości śmierci dadzą się i do miłości zastosować.
„Okno na pierwszem piętrze“ J. Korzeniowskiego nie jest sztuką nową, ani pierwszy raz graną, ale tylko wznowioną, dlatego wspomnę o niej pokrótce. Treścią jej jest wiarołomstwo małżeńskie, przedmiot, dziś przez Francuzów zużyty, oklepany i nadużyty, a zarówno niesmaczny, jak niebezpieczny. U Korzeniowskiego jednak przedmiot ten nie dowodzi, jak np. w dzisiejszem komedyopisarstwie francuskiem, zgubnego kierunku literatury, ale służy mu tylko jako motyw do rozwinięcia kilku charakterów, o które autorowi chodziło. Mąż, przebaczający nie upadłej jeszcze, ale blizko przepaści stojącej żonie, wydawał się naszemu dramaturgowi pięknem studyum artystycznem. Nie chodzi tu jednak o żadne z pytań w rodzaju Dumasowskim. Korzeniowski nie stawia kwestyi socyalnej, nie rozważa, kto winien i kto komu ma większe prawo głowę ukręcić. Słowem, nie filozofuje nad wiarołomstwem, jak socyolog, ale maluje wypadek, jak artysta i psycholog. Zresztą malowidło to nie należy do najprzedniejszych. W pierwszych dwu aktach, a raczej obrazach, niema za grosz prawdy i zgodności z naturą. Starzy lokaje lub starszy pasiecznicy, filozofują tu nad marnościami świata tego i w długich tyradach wyłuszczają ad
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —