ny kawaler nudzi się na wsi nie mniej od stryjaszka, pragnie więc znaleźć rozrywkę w jakimś cichym stosuneczku miłosnym. Filiberta wydaje się jakby stworzoną do tego. Dziewczyna cicha, zamknięta w sobie, sentymentalna, a powiedzmy po cichu, licho wie, dlaczego ogloszona za brzydką, bo w rzeczywistości piękna, jak anioł, ale nie wiedząca o tem nic a nic, nie potrafi zapewne oprzeć się niezrównanym wdziękom i doskonałej wprawie w stosunkach miłosnych młodego panicza.
Ufny więc w siebie panicz oświadcza jej swą miłość. Jakto? pan się chce ze mną ożenić? pyta Filiberta. — No… tak znowu nie! odpowiada zuchwale młody wietrznik. Więc cóż? Oto kocham panią. I tu następuje potok sentymentalnych wyznań. Filiberta przeciera oczy. On nie chce się z nią żenić: więc chce, żeby została jego faworytą. To obelga, ale Filiberta nie myśli teraz o obeldze. Inna myśl poczyna świtać w jej głowie. Więc ona może się podobać? I to nie dla swego majątku, ale dla siebie samej? Więc ona jest piękną? A zatem może być kochaną? A zatem Lucyan nie dla jej pieniędzy chciał się z nią żenić? Więc on ją kocha? I pod wpływem radosnego upojenia biedna dziewczyna zapomina skarcić zuchwalca i wybiega rozpromieniona z miłością w sercu, a promiennym uśmiechem na ustach.
Tak! tak! istotnie jest piękną, jak jutrzen-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —