tylko ołowiane hanowerskie głowy ginęły w stepach i w dziewiczych lasach Ameryki. Jak się pokazuje z dzieła Fryderyka Kappa o handlu żołnierzami niemieckimi do Ameryki w XVIII wieku, była to rzecz nader rozpowszechniona. Płacono po 50 talarów od głowy i zabierano ludzi na wieczne czasy z duszą i ciałem. W latach 1776—1777 w Brunświku, w Waldeck, w Anspach sprzedawano corocznie od dwu do czterech tysięcy ludzi młodych, ze zdrowymi zębami, silnych i zdatnych do boju. Ten żywy towar nigdy już nie miał oglądać ojców, matek, dziewic ukochanych ani miłych wiosek rodzinnych. Jednem słowem, pod złotem, putem, pudrem i koronkami, pod maską czy konserwatyzmu, czy modnego liberalizmu, pod przepychem i świetnem polorem dworskim egoizm najpotworniejszy, posunięty aż do granic, niemal naturze przeciwnych, toczył serca ówczesnych panów Niemiec. Jacy zasię książęta, taka była i szlachta. I tu pod glansowanemi rękawiczkami kryły się niedźwiedzie pazury. Z drugiej strony służalczość względem książąt, intrygi dworskie, brak godności osobistej i ostateczne upodlenie poniżyły tak dalece tych wyrodnych synów wielkich ojców, że jedno tylko uczucie: uczucie wzgardy budzić w narodzie mogli. W czasie wojny, wśród dymu, huku strzelb i połysków szpad umieli jeszcze, strząsnąwszy puder z żabotów, rzucać się na oślep
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
— 118 —