odnaleźć w swym bohaterze winę tragiczną, ale czyni to bez powodzenia. Opuścił Wit swój kraj rodzinny i poszedł obcych szukać bogów, poszedł u obcego grzać się ogniska. Napróżno do powrotu wzdycha jego towarzysz w sztuce, napróżno córka, przenosząc się duszą utęsknioną w rodzinne strony, błaga go prawie codzień o powrót. Wit pozostaje nieubłagany. Upór ten istotnie zmniejsza sympatye dla niego, zarówno jak i litość nad jego losem w chwili, gdy przyciska go dłoń niedoli, ale winą tragiczną jeszcze nie jest. W owym czasie zwyczajem było, że artyści i uczeni, niby ptactwo wędrowne, opuszczali rodzinne strzechy, przechodząc z jednego miasta do drugiego, z jednego dworu książęcego na drugi, szukając otoczenia, któreby sztukę ich najlepiej umiało czcić i cenić. Historya dostarcza tylu przykładów podobnych podróży, że i cytowanie ich uważamy za zbyteczne. Był to poprostu zwyczaj, dajmy na to, że zwyczaj ze względu na interesa narodowej sztuki naganny, ale nie stanowiący winy tragicznej, zwłaszcza, gdy rozważać go będziemy ze stanowiska nie dzisiejszego, ale wieków ówczesnych. Popyt Stwosza wśród obcych zaostrza wprawdzie charakter prześladowań, jakiemi ściga go cech miejscowy, ale jest to okoliczność postronna, okoliczność, nie wypływająca bezpośrednio z charakteru Wita i niezdolna nadać temuż charakterowi tragiczności.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.
— 136 —