storya warszawskiego zoologicznego ogrodu. Jak wiadomo, istniał już zaczątek takiego ogrodu w zwierzyńcu pana Bartelsa; było już miejsce na ogród wybrane, były już i składki, do kilku tysięcy rubli wynoszące. I cóż się z tem wszystkiem stało? Mimo odpowiedzi jakiegoś quasi komitetu, nikt nie wie nic. Wiemy tylko, że sformował się jakiś komitet; wiemy, że wedle nader upowszechnionego zwyczaju komitet ten, nie ufając własnym miejscowym siłom, chciał się oprzeć o jakieś uznane powagi; wiemy, że w skutek tego komitet zaczepił się o Towarzystwo opieki nad zwierzętami, i tu urywa się wątek wieści o istnieniu i działalności komitetu. Odtąd widzimy tylko skutki. Widzimy, że Towarzystwo opieki nad zwierzętami interesowało się tyle ogrodem, co wiatrem w polu. Komitet złożył podobno kilka sesyi, na których członkowie wynurzali jeden dla drugiego swe uwielbienie i rozprawiali o pogodzie lub niepogodzie, o drożyźnie mieszkań, o przyjemnościach wiejskiego życia, słowem, o wszystkiem, byle nie o ogrodzie. Zadanie komitetu było jasne i proste: rozwinąć zwierzyniec pana Bartelsa, i zamienić go na warszawski ogród zoologiczny. Ale tymczasem nikt nie wiedział, co robić; nie wiedziano, kto ma składki zbierać, gdzie pieniądze złożyć, co z niemi robić; aż wreszcie komitet, który, jak to powiedziałem, miał za zadanie: rozwinąć zwierzyniec pana
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —