Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

dziś żadnego na świecie dyalektu, ale o takich rzeczach łatwo się zapomina.
Cała rzecz, że uczony filolog ma rozdrażnione nerwy i że mu się zdaje, że wszyscy się nim zajmują. Siada np. do wagonu, wnet rozpoczyna zaczepno-odporne kroki względem konduktora i ogłasza je po gazetach, robiąc z tego sprawę społecznej doniosłości. Napisze do niego przyjaciel list, natychmiast przesyła go do redakcyi w tem przekonaniu, że, co się tyczy jego, powinno obchodzić cały ogół. Wspomni o nim niedość dokładnie felietonista, wnet krzyk i wrzawa i klątwy, jakby kogoś ze skóry obdzierano. Materyał to, zaiste, materyał obfity i wdzięczny, ale dla felietonistów z pism humorystycznych.
A jednak trzeba być z tem ostrożnie. Warszawka to miasto dowcipne i pełne złośliwego humoru. Nic łatwiejszego, jak stać się przysłowiowym.
Dziwna to siła, a nieraz wiodąca ludzi na bezdroża śmieszności, ta miłość własna. Oto dowiadujemy się znowu, że pewna artystka, której zarzucano brak dystynkcyi w roli królowej Nawarry, ma poprosić krytyków, żeby sami jej pokazali, jak należy grać królową. Dziwne żądanie: wyobraźcie sobie jakiego brodatego i otyłego krytyka w roli wdzięcznej królowej Margarity. Dobrze! mogliby odpowiedzieć krytycy, jeden z nas wystąpi w tej roli, ale pod