tego stopnia, że konkurencya ta będzie tylko zwykłem współubieganiem się handlujących, nie zaś usadzeniem się solidarnem wszystkich na jednego. Żydzi nasi, naturalnie nie mówię tu o małomiasteczkowych, ale o wykształceńszej klasie handlujących, twierdzą, że dlatego poprostu z ich strony nie grozi handlującym nie-Żydom żadne niebezpieczeństwo, ponieważ oni, to jest Żydzi, nie uważają się już za społeczność odrębną, mającą swoje odrębne interesa, ale za obywateli, których różni wprawdzie wyznanie, ale łączy to, co zwykło łączyć obywateli jednego kraju. O ile te piękne przekonania są powszechne i o ile rzeczywistość dowiedzie ich zasadności, niedaleka przyszłość pokaże.
W każdym razie już samo istnienie podobnych przekonań notujemy, jako objaw nader pocieszający.
Pesymiści jednak twierdzą, a do pewnego stopnia niezawodnie mają słuszność, że nie brak i wprost przeciwnych objawów. Oto np. niedługo ma zacząć wychodzić dziennik izraelski, pod tyt. „Hacfiro“, wydawany w języku hebrajskim. Będzie to prawdziwe w swoim rodzaju curiosum. Ponieważ nawet tytułu tego dziennika nikt nie rozumie, posypało się zatem z jego powodu mnóstwo felietonowych przypuszczeń i dowcipów. Istotnie, wydawać dziennik w języku hebrajskim to tak coś, jakby założyć gazetę sanskrycką, zendską, łacińską lub gre-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.
— 231 —