Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.
—   278   —

dziano nigdy w Stanach Zjednoczonych. Posyłam wam zresztą wszystkie te wycinki, abyście się przekonali, że nie mówię na wiatr. Powinniście je przetłómaczyć. Możecie zrobić z nich kilka felietonów. Co dziwniejsze: wszystkie dzienniki zachwycają się językiem i wymową naszej artystki, wszystkie opowiadają, jak o cudzie, o tem, że wyuczyła się tak mówić i wymawiać od ośmiu miesięcy, a nakoniec wszystkie wyznają, że, jeśli jest jeszcze pewien mały odcień w jej akcencie, powinna wszelkiemi siłami starać się go utrzymać, odcień ten bowiem to wcielony wdzięk, wcielona słodycz i niedościgniona doskonalość, do której dążyć powinny miejscowe amerykańskie artystki.
A teraz ten tylko, kto zna potęgę prasy w Ameryce, może pojąć, jaką istotną rewolucyę uczyniły w mieście te sprawozdania. Słowa, jakie najczęściej teraz uslyszysz na ulicy, są: „Helena Modjewska“. Zapomniano o businesie, o wojnie. W cukierniach, kawiarniach i restauracyach wszyscy, zamiast do telegramów z nad Dunaju, rzucają się do „Amusements“, to jest do teatralnej rubryki. Najznakomitsze osoby w mieście, nie wyłączając gubernatora, stanowego senatora, deputowanych i szeryfa, złożyły swe karty u drzwi artystki. Kluby przesłały jej odezwy z dziękczynieniami. Kalifornijskim uczuciom patryotycznym pochlebia to