głosem, karmazynowa krew rzuciła się do twarzy, może nie przeżył tej propozycyi, może w uniesieniu popełnił jaką zbrodnię? może zabił Silbera, ten stary, nie umiejący się giąć karmazyn?
Cóż uczynił?
Oto siadł na kanapie, i siedział na niej, i bębnił palcami w poręcz, i słuchał, co Silber powie, a Silber długo dowodził, a hrabia dłużej jeszcze odpowiadał, i dysputa, mimo najznakomitszej gry artysty, przenudna dysputa ciągnęła się ku utrapieniu widzów bez końca.
Nie poznajecie hrabiego? I ja go nie poznaję. Czy podobna było się zdobyć na większy brak konsekwencyi? Autor nie odczuł, co się mogło i musiało dziać w sercu starca, tak kochającego swój ród i swoje nazwisko. Gdzież się podział ten hrabia, który, zaklęty przez Lisiewicza na imię przodków, wytrzasnął dlań ostatni grosz z kalety? gdzie podziały się jego przekonania? gdzie wreszcie już nie pojęcia rodowe, ale godność ludzka? boć Silber, pominąwszy kwestyę urodzenia, był prostym oszustem i złodziejem, z którym nie tylko hrabiemu, ale żadnemu uczciwemu człowiekowi łączyć się nie wypadało.
A jednak tenże hrabia mówi później do syna, że upadek majątku doprowadzić go może do oddania córki młodemu Silberowi, albo Koźlikiewiczowi, farbowanemu hrabiemu, protegowanemu przez ciotkę hrabianki.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —