cińskiego głęboko odczuwała każde słowo niechęci i przygany. Chęciński gryzł się wewnętrznie i zużywał w walce. A tu przychodziły jeszcze kłopoty domowe, niedostatek, umęczenie z nadmiaru pracy i wreszcie — trzeba wyznać: publiczne szkalowania, owe syczenia wężowej zawiści, które systematycznie sączyły truciznę do tej zbolałej duszy.
A jednak, powiedzmy prawdę, ileż to arcydzieł dramatycznych, ile sztuk prawdziwie pięknych i wyższym nacechowanych talentem ujrzeliśmy na naszej scenie, dzięki niezmordowanym zabiegom i pracy tego człowieka. Tak jest! Bądź co bądź, wiele pracował i wiele zrobił i jaka za to nagroda? Oto życie męczeńskie, a potem trumna, martwa, zielona gałązka na wyziębniętą pierś i słowo uznania… po śmierci.
Dziwna rzecz jednak: owa gorycz powszedniego życia nie odbiła się w utworach Chęcińskiego. Ach! widać jego życie wewnętrzne inne, idealniejsze i czystsze było, niż zewnętrzne, w którem miotany falami niedoli, może i wypuszczał czasem wiosło z dłoni. Samotny, z piórem w ręku, wśród ciszy nocnej, w której tylko szept zegara opowiadał o uciekających godzinach, przenosił się Chęciński w świat harmonii, pogody i tego spokoju, którego w życiu nie zaznał. Wówczas to w ciszy i samotności dusza jego otwierała się, jak kwiat, jasna, czysta w swych celach i pragnieniach; zamie-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —