telniczek, zrozumiale, poprostu, a jednak zajmująco. Imię też jego wielką cieszyło się między dziećmi sympatyą. Na wieść o śmierci ulubionego autora niejedna tam jasna główka dziecięca musiała pochylić się smutno; niejedne oczka błysnęły łzami żalu po dobrym przyjacielu, który to podczas długich wieczorów zimowych i zaciekawić umiał, i nauczyć. Wieczny mu teraz odpoczynek!
Oto zakres prac Chęcińskiego, do których zasiadał z natchnieniem i miłością. Ale poza niemi ciągnie się jeszcze długi orszak rzemieślniczych prac dla chleba, codziennych wysileń, do których zmuszał go niedostatek, wysileń często niezgodnych z duchem poety, a męczących, prawdziwych trudów Syzyfa. Ludzie często brali mu je za złe, Bóg może mu je do cierpień za winy policzy.
Słusznie ktoś powiedział, że, gdyby ten człowiek posiadał tylko setną część tego, co przyniósł teatrowi, umierałby spokojny o los dzieci. A jednak… jeżeli umierał spokojny, to chyba na myśl, że ogół nie pozwoli żyć w niedostatku sierotom tego, kto, bądź co bądź, dobrze mu się zasłużył.