byłoby pożądanem, ale zauważyć należy, że co innego jest prowadzić polemikę o nic i obrzucać się obelgami, a co innego przedstawić dowody, jeśli takowe są, że się funduszów, powierzonych sobie, nie zmarnowało, i całą sprawę, na której istotnie ludziom zależy, prowadziło uczciwie i sumiennie. Nie znając Dyniewicza ani Choińskiego osobiście, ale tylko z odgłosów nader przeciwnych, nie pozwalam sobie przypuszczać, aby prowadzili ludzi „na zgubę”, w widokach osobistego zysku. Ale z całego toku sprawy i z tego, jak sami siebie w swoich orędziach przedstawiali, wnioskuję, że są to ludzie ambitni, rodzaj demagogów, nie bardzo przebierających w środkach, które mogą posłużyć im do wyniesienia się i zagarnięcia przewództwa. Zgubić swoich osadników, zapewne, nie chcieli, ponieważ byłoby to wprost przeciwne i dobru Choińskiego, który osobiście ma mieszkać w swojem Waren-Hoinie, i Dyniewicza, jako redaktora gazety. Być może jednak, że, zaślepieni nienawiścią do przeciwnego stronnictwa i ambicyą, zapędzili się zbyt daleko, robili rzeczy zbyt pośpiesznie i… przez to sprawę zachwiali.
Obecnie w Waren-Hoinie pozostał podobno ten tylko, kto, wydawszy pieniądz na drogę, nie miał za co powrócić. Być jednak może, że ci, co zostali, dojdą z czasem do kawałka chleba. Kto zna nasz, łatwo zrażający się trudnościa-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.