gruntu ze stanowiska religijnego, jest rzeczą poprostu niemożliwą.
Stoją więc, a raczej wegetują: Waren-Hoino i Nowy Poznań. Na nich kończą się moje wiadomości, tyczące się osad polskich, rozproszonych w Ameryce; wyliczanie ich wydałoby się czytającym może zbyt suche, dlatego przechodzę teraz do uwag ogólniejszej natury.
Z tego, com już powiedział, ze wzmianek o „parafiach” i towarzystwach kościelnych czytelnik może wyrobić sobie pojęcie, że wychodźtwo tutejsze jest czemś zupełnie innem, niż europejskie. „Emigrantami”, w zwykłem znaczeniu tego wyrazu, nazywamy u nas ludzi, którzy z powodów politycznych po czasach powstania lub zaburzeń zmuszeni byli kraj opuścić. Tu, w Ameryce, żywioł ten stanowi niezmiernie małą część i nie odgrywa żadnej roli. „Emigracya” tutejsza opuściła kraj nie dla urzeczywistnienia ideałów politycznych, ale dla chleba. Po większej części są to chłopi, pozostający w rękach księży. Dlatego pojęcia radykalności, związanego z imieniem emigracyi, do tutejszej bynajmniej zastosować się nie da. Mówię, oczywiście, o ogóle, nie o szczegółach. Ogół ten jest arcykonserwatywnym, arcyreligijnym i zupełnie w rękach duchowieństwa. Stan taki rzeczy da się łatwo wytłómaczyć. Chłopi, z natury religijni, przybywają tu bez znajomości kraju, języ-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.