która miała być zmieniana co dwie godziny. Prócz tego, ponieważ stado nie mogło być z powodu braku strawy ustawionem blizko wozów, osobno straże miały czuwać nad obozem. Być może, że nie zachodziła tego potrzeba, ale postanowiliśmy stróżować, choćby dlatego, że, pierwszego dnia przynajmniej, obowiązek ten nie wydawał się nikomu ciężkim, a przytem chcieliśmy wszyscy rozpocząć jak najprędzej życie stepowe ze wszystkimi jego zwyczajami.
Prosiłem Woothrupa, abym ja należał do tych pierwszych wartowników, na co się chętnie zgodził. Odjechawszy na jakie trzysta kroków w ciemność, zatrzymałem konia. Na tęż samą, mniej więcej, odległość, miałem po prawej ręce Le Clerca, a po lewej Warda. Noc zaczęła się spokojnie. W obozowisku zdala buzował się wielki ogień, podsycany wierzbiną, około którego widziałem czerwone sylwetki ludzi; przede mną był step głuchy, pusty, ciemny; nade mną — gwiazdy. Puściłem po nim myśl, jakby rozuzdanego konia. Jakież to przestrzenie leżą tu jeszcze — myślałem sobie — prawie stopą ludzką nie dotknięte, ile milionów ludzi mogłoby tu się zmieścić, dojść do posiadania swojej własności, swego kawałka ziemi. A tam, w starej Europie, toczą się wojny; jedne państwa wzrastają kosztem drugich, walczą o posiadanie prowincyi, o rozszerzenie granic, i… czy choć jeden, np. Niemiec, wyjąwszy kilkudzie-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.