ty odpowiedziały salwami; tłumy zachwiały się, słowa „monsieur le maréchal” przeleciały z ust do ust, i „monsieur le maréchal”, ubrany w świetny mundur, z trójkolorową chorągiewką i buławą złocistą w ręku, otoczony książętami zagranicznymi, ukazał się na trybunie.
Po jednej stronie marszałka stanął książę Walii, typ angielskiego gentlemana, o wypukłej piersi, szerokich ramionach, z twarzą, na której kwitnie zdrowie i wesołość. Postać to bardzo popularna w Paryżu, gatunek królewskiego lamparta, nie robiącego sobie nic z niczego, niecierpiącego etykiety, kochającego polowanie na tygrysy, Anglię i własną żonę, dzieci i baletniczki, a przytem umiejącego to wszystko godzić ze sobą.
Po drugiej stronie zasiadła figurka mała, nikczemna, z twarzyczką pomarszczoną jak cytryna, z przymrużonemi oczkami i złotą laseczką w ręku. Na jej widok, stojący obok mnie reporter „Figara” począł śpiewać pod nosem: „Jam jest małżonek Heleny, żonek Heleny, żonek Heleny, jam Spartanów, tanów król”. Był to też istotnie offenbachowski Menelaus: Franciszek z Assyżu, mąż eks-królowej Izabelli hiszpańskiej, a ojciec, przynajmniej jak sam zapewnia, panującego dziś króla Alfonsa, typ starego arystokracika safanduły, któremu, kto żył, przyprawiał wiecznie rogi, a który synowi swemu nie może powiedzieć nawet tak, jak w
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.