w którym wystawiono dary, ofiarowane księciu Walii przez wodzów indyjskich w czasie jego podróży po Indyach Wschodnich. Są to starożytne rzędy końskie, rzędy na słonie, szyszaki, puklerze, tarcze, łuki, puhary, miecze i krysze. Widz na widok tych skarbów zostaje przeniesiony jakby w czasy walk Kurawów i Pandawów, które opiewa Mahabarata, i w których Kryszna walczył przy muzyce, ułożonej z ryków słoni i dźwięków „perłowych muszel kręconych”. Cudny poemat nasuwa się sam wyobraźni i pamięci; przeszłość epicka patrzy na ciebie wielkiemi oczyma z brylantów, które mienią się błękitnie, różowo i biało, jak gwiazda wieczorna. Te płonące rubiny, dyamenty, szmaragdy, szafiry, są poprostu muzyką świateł. Doprawdy, zwykle fantazya jest niby szkłem powiększającem, przez które poeci patrzą na rzeczywistość; na widok zaś tych skarbów, mimowoli chce się powiedzieć własnej wyobraźni: „podskocz-że dobrze, żeby się rzeczywistość nie przesadziła!” Jeden francuski dziennik, podniósłszy oczy w górę, mówi patetycznie, że jeżeli te skarby są prawdą, to może trzeba wierzyć poetom, że i inne skarby: miłość, naiwność, poświęcenie bywają także rzeczywistością. O, bracie! — odpowiada mu lirycznie drugi — jeśli takie skarby istnieją, to nie są oprawne w złoto i nie są wystawione na podziw ludzki.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.