właśnie na tropie i latał po wystawie z notatką i ołówkiem, gdy nagle w głębi jakiegoś pawilonu, jeszcze nie urządzonego, dostrzegł pewnego jegomościa, którego poczytał za pana Teisserenc de Bort. Dla reportera rozmawiać z ministrem jest to odkryć kopalnię. Reporter nie wie wprawdzie, że gdy ministra złapie i zacznie od „dzień dobry, panie ministrze!”, minister wytrzeszczy na niego zdziwione oczy, ponieważ go nigdy w życiu nie widział, — ale to właśnie już jeden fakt do opisania. Następnie minister powie: „Nie mam przyjemności”, a reporter: „Co pan myślisz o wystawie?” Minister: „Z kim mam honor?” Reporter: „Właśnie pragnąłem spytać pana o informacye!” i t. d. Potem co będzie, to będzie, ale opis rozmowy z ministrem pójdzie do dziennika i będzie „all right!” Korespondent więc „Timesa”, ujrzawszy, jak mu się zdawało, pana Teisseranc de Bort, rzuca się naprzód, nie patrzy, co leży na drodze; policyant woła: „nie wolno” — on nie pyta — przewraca się przez pakę, wstaje, przewraca się drugi raz przez sznur, który zagradzał wejście, rozbija nos, przykłada chustkę, zbliża się do ministeryalnej osoby i zaczyna bez wahania następującą pośpieszną rozmowę:
— Ekscellencyo! szczęśliwy to dzień, w którym mogę z panem pomówić! Dzień ten pozostanie epoką w mojem życiu. Jestem ten a ten, pisuję do takiego a takiego dziennika.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.