Grzeczny Francuz skłania się i odpowiada: — Miło mi poznać tak dystyngowanego cudzoziemca — i boleję nad wypadkiem, który spotkał pana, a raczej pański nos.
— Mój nos? A prawda. Ale to nic. Winszuję ekscellencyi jej mowy, mianej na otwarciu wystawy. Przesłałem ją telegraficznie w całości.
— Mojej mowy?
— Tak jest. Zwrot ku rzeczypospolitej i demokracyi był przepyszny. Wystawa jest wielką uroczystością. Ameryka bierze w niej udział nie tyle przez okazy, ile przez serce. Pan w swojej mowie…
— W jakiej mowie?
— Przy otwarciu…
— Nie miałem żadnej mowy!
— Ekscellencyo…
— Nie jestem ekscellencyą…
— Panie ministrze…
— Nie jestem ministrem.
— Któż pan jesteś?
— Ja, panie? Ja jestem fabrykant pończoch, Maurice z Lyonu…
— Ach! — mruczy reporter. — Bardzo mi miło!.. Do widzenia. Mój nos istotnie mi dolega...
A teraz, czy chcecie się założyć, że pierwsza depesza bohaterskiego mego reportera będzie się zaczynała od słów: „Wczoraj minister Teisserenc de Bort zwiedzał incognito oddział
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.