kiem, spoglądających po drodze na obrazy, zatrzymujących się na chwilę i idących dalej.
W środkowym jednak pawilonie, nad którego drzwiami napisano: Austrya, widzimy gromadę ludzi, stojących i rozprawiających półgłosem. Widocznie coś tu bardziej nęci i zatrzymuje. Zobaczmy co? — Unia Matejki. — Słychać przed nią rozmawiających Anglików, Francuzów, Niemców, Włochów i Hiszpanów. Co za przypuszczenia, co za objaśnienia — boki zrywać można ze śmiechu. Przed obrazem stoi okrągła kanapa. Pozują na niej jasnowłose Angielki i Polki, zachwycają się niby obrazem, a pragną, żeby zachwycano się niemi: „O that splendid! isn’t?’‘ — słychać z jednej strony. — „Ach, mamo! jakież to cudne!” — mówi sentymentalny głosik z drugiej, w tej nadziei, że może jaki zabłąkany warszawianin usłyszy głos, spojrzy pod kapelusz i… „niech czuły słuchacz w swej duszy dośpiewa!” Ach! biedne panny! Może już były na wielu wystawach i zawsze… „hors concours”.
Ale nie o tem mowa. Stoją tedy gromadki ludzi przed Matejką, zbierają się przed Gierymskim, Brandtem, Siemiradzkim… Malarzom stąd chwała a społeczeństwu, które ich wydało, nic…
Ale idźmy dalej. Czy wiecie, że Niemcy wzięły częściowy udział w wystawie? Wzięły
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.