wrzodu”. Ten tedy Kaliban, ten syn dyabła i czarownicy — to demokracya. Czysty, mądry Prosper, śliczna biała, jak śnieg, owa gołąbka Miranda — to uosobienie arystokracyi i jej przymiotów. Prosper, jak wiecie, rządzi Kalibanem, zsyła duchy, które według słów potwora:
„Czasem jak małpy straszą mnie grymasem,
„Kłują, mordują i kąsają czasem“…
Karze go; nawiedza jego kości „kurczem nocną porą” — i to takim kurczem, że aż zwierzęta drżą na jego męki — zsyła jeże, które, kłując ciało potwora, zmieniają je „jakby na plaster miodu”, ale to wszystko istotnie jest słuszne, rozumne. Kaliban nie budzi litości. Dlaczego? Bo to potwór nie tylko gruntownie głupi, ale gruntownie zły i gruntownie bestyalny — to najobrzydliwsza, najsprośniejsza i najgorsza małpa, jaka kiedykolwiek istniała. Słuchajcie więc dobrze!.. Ta małpa to demokracja. Tak mówi Renan.
Na tem zakończę dzisiejszą moją kronikę. O obydwóch tych pracach: Taine’a i Renan’a pomówię później obszerniej. Może i poświęcę im specyalne sprawozdanie wówczas, gdy „Nowiny” staną się pismem codziennem, gdy będziecie mieli więcej miejsca, — a tymczasem życzę wam, aby się to stało jak najprędzej.