raża prawie widza, który mimowoli pyta się, czy to czasem nie jaka straszliwa kara Boża, czy to nie zatracenie jakiejś Sodomy lub Gomory. Na obrazie wszystko się wali: wali się świątynia, walą się ludzie, których postacie, powyginane w konwulsyjne skruty, wyglądają, jakby napróżno, przez straszliwe wysilenia muskułów, pragnęły uchwycić równowagę.
Owe walenia się dostarczyły już materyału do żartów. Nazwano obraz katastrofą z ulicy Beranger, trzęsieniem ziemi, wybuchem miny prochowej, słowem, zawsze katastrofą; obraz zaś jest poprostu tylko pułapem. Rysunek postaci, przeznaczonych na ozdobę pułapu, musi być inny niż zwyczajny i inaczej wyrachowany, gdyby bowiem rysowano je tak, jak się rysuje na zwykłym obrazie, wówczas ludzie, domy, drzewa wyglądałyby z pułapu, jak leżące na bokach. Tymczasem muszą one tam stać prostopadle do ziemi, muszą podstawę mieć niżej, a głową iść w górę — i na obrazie C. Durana pójdą, gdy tylko obraz zostanie umieszczony nad głowami widzów, nie zaś na bocznej ścianie.
Wyobraziwszy sobie raz obraz nad głową, można już w nim rozpatrzyć się spokojnie. Marya de Médicis zajmuje środek kompozycyi, siedząc na wspaniałym tronie w cieniu świątyni greckiej. Sprawiedliwość i Religia, które — jak mówi „Figaro” — widocznie nie miały
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.