trupa leżącej obok Manon. Ona śliczna zawsze, ale już cicha, blada, — trzeba ją będzie ułożyć w ten dół, zasypać piaskiem — zakopać Manon, powiedzieć sobie potem, że to już naprawdę, że to już nazawsze, że Manon niema. De Grieux ostatni raz patrzy na nią i nie potrzebuję wam opisywać, co widać w tych oczach, ostatni raz patrzących na umarłą, ukochaną nad wszystko istotę. Książka mogłaby nie istnieć, a każdy, na widok tego obrazu, stworzyłby takiż sam poemat we własnem sercu. To najwyższa pochwała tego obrazu. W dali pustynia piaszczysta, sucha, nielitościwa, lekki wiatr zaledwie porusza włos na czole de Grieux; nad nim niebo obojętne, pogodne, milczenie naokoło, świeżo poruszony piasek, oczy, wpatrzone ostatni raz — i… nieszczęście, jako dusza wszystkiego, jako ogólna idea obrazu, oddana z takiem uczuciem i mocą, że ludzie, stojący przed obrazem, zamiast mówić, szepcą i oddalają się z ciężkiem sercem.
O zaletach technicznych obrazu mówić nawet byłoby zbytecznem.
Gdy cesarz Józef rzekł do Mozarta po wysłuchaniu Don Juana: „Za dużo nut, mój Mozarcie!” — odpowiedział spokojnie: „Ani jednej więcej nie potrzeba, N. Panie”. Toż samo mógłby odpowiedzieć Dagnan Bouveret. Tak malował, jak czuł, że jest dobrze i właśnie dlatego jest dobrze. Nawet zbytnia wykwintność ubioru de
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.