Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

badają niespokojnie oczyma horyzont, bo, jeśli deszcz lunie, nikt nic pić nie będzie.
Przewodnik mój zna wszystkich i rozprawia za czterech. Oto ciągnie jakiś powóz, zaprzęgnięty czterema końmi, a w nim Chińczycy. To Tiu-Tuu-Ling, wielki ambasador kwiecistego państwa, ze świtą. W następnym, pan Maeda, pełnomocnik japoński ze swymi sekretarzami, poubieranymi już po europejsku, w cylindrach, z różyczkami w dziurkach od surdutów. Chińczycy, na widok dobiegających na wyścigach koni, krzyczą jeszcze: „O-hi! Jam-jam! O-hi!” — Japończycy już po europejsku: „Hurrah!” I jedni i drudzy wyjechali bardzo wcześnie, aby pokazać, jak dalece wszystko, co jest ucywilizowane, ich obchodzi — trzymają przytem grube zakłady, co także jest dowodem rozwiniętej par excellence cywilizacyi.
Charakterystyczne lub nadzwyczaj piękne pojazdy coraz częściej ciągną jedne za drugimi. Siedzące w nich osobistości dowodzą, lub przeczą prawdzie przysłowia: „Wart Pac pałaca”. Ten np. dżentelman w towarzystwie dwóch innych, podstarzały mocno, a pragnący widocznie uchodzić za młodszego, niż jest, to, ni mniej ni więcej, tylko książę de Broglie, ów przyjaciel „porządku moralnego”, który dla tego porządku pragnął wymieść ulice Paryża… kartaczami. Wymiatanie jest przecie koniecznym