tylko o miłość własną narodową, ale o miliony. Raptem jednak gorączkę zakładową przerywa okrzyk:
— Vive Stanley!
— Vive Stanley! — powtarzają tłumy, otaczając jakiegoś jegomościa o ciemnej maurytańskiej cerze, ubranego w biały angielski hełm z żaglowego płótna. Vive Stanley! Na ręce go! w górę! I po chwili, na setkach rąk podniesionych widać człowieka podrzucanego, jak piłkę, który widocznie nie wie, czego od niego chcą, wierzga nogami, wali pięściami i klnie na czem świat stoi po… holendersku. Policya przychodzi wreszcie na ratunek nieznanemu Stanley’owi, ale dopiero pierwszy dzwonek na trybunie uśmierza zamieszanie.
O główną nagrodę stu tysięcy franków ma się ubiegać tylko siedem koni. Insulaire pana Lagrange, na którym wszystkie nadzieje francuskie się wspierają; Clocher, zawodnik dzielny i sławny, którego centaurowska budowa jedna mu także partyzantów; Juval, również ze stajni Lagrange’a, piękna Klementyna, w której kochają się członkowie Jokej-Klubu; dalej mniej groźni przeciwnicy: Boulouf, Géant, Stathuder i nakoniec Thurio, jedyny koń angielski, zrodzodzony i wychowany za kanałem, a będący własnością Sołtykowa.
Francuzi z góry cieszą się ze zwycięstwa nad Anglikiem, albowiem Thurio jest osobisto-
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.