Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

buna! Naprzód, Insulaire! słychać ostatni raz. Napróżno! Chorągiew francuska spada, angielska idzie w górę i rozwija się wspaniale: Thurio wygrał.
— Allach wielki! — pociesza Nasr-Eddin Mac-Mahona.
Tymczasem chmury zasunęły cały widnokrąg i poczynają mżyć deszczem. Wyścigi wprawdzie jeszcze nie skończone, ale miliony już stracone, i przytem mokro. Pobita Francya wraca do miasta. Jutro trzeba będzie za te pół głowy Thuria zapłacić — i grubo zapłacić. W powozach twarze powyciągane. Niejeden może się zrujnował raz na zawsze, niejeden może z rozpaczy pyta: skąd wziąć pieniędzy na jutro, jak uniknąć hańby bankructwa?
Tak kończą się wyścigi. — We Francyi i Anglii zmieniły się one w loteryę, rujnującą czasem ogromne fortuny, jak było np. z fortuną młodego lorda Hastings. Gdyby jednak nie ten spekulacyjny ich charakter, bogatym tym krajom przynosiłyby więcej pożytku, niż szkody. Piorunujący na tę kosztowną zabawę nie wiedzą, że do wyścigów wybiera się pod „trenowanie” jednego lub dwa konie z całego stada, — reszta zaś stada dostarcza dzielnych koni nie do zabawy, ale do wszelkich użytków. Bądź co bądź, dzięki wyścigom, tylko Anglicy dochowali się swych potężnych hunterów, swych