jest. Dobrze finansowo wychodzą tylko wydawcy, którzy płacąc po dwa grosze od wiersza za haniebne tłumaczenia, nie literatom, ale rozmaitym babom, sprzedają czytelnikom za dobre pieniądze to, co kupili za nic. Delegowany wiedeński powiedział na kongresie: „Widziałem wasze francuskie sztuki, grane w Wiedniu, tłumaczone w ten sposób, że nie były już pisane po francusku, ale nie były także po niemiecku”. I dowcipny delegat miał słuszność. Tłumaczenia francuskich utworów, jakimi wydawcy zasypują w niesłychanej obfitości rynki księgarskie, kalają język narodowy, przekrzywiają i psują go, wreszcie wstrzymują rozwój literatur narodowych, ponieważ, jak łatwo zrozumieć, płody oryginalne nie mogą wytrzymywać konkurencyi z przekładami.
Społeczeństwo nic nie traci na zatamowaniu korsarstwa literackiego i dziennikarskiego; literaci narodowi wprost zyskują, bo będą płaceni lepiej i poszukiwani usilniej; zyskuje także każda poszczególna literatura. Dokonywa się wprawdzie wiele przekładów dzieł naukowych i literatur obcych i utrudnienie takich tłumaczeń byłoby szkodą, należy pamiętać jednak, że te ostatnie nigdy nie dokonywają się w celach handlowej spekulacyi, i że uczonym z uczonymi zawsze będzie łatwo się porozumiewać, bądź o najmniejszą cenę za przekład, bądź nawet o dokonanie go bez zapłaty.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.