bezpośrednio nie tyczącą. Koleje walki i stanowisko względem niej katedr kreśli P. Albert w pierwszym swoim wykładzie. Między dwoma tymi wojującymi kościołami wahała się masa, raz chętna nowościom, to znów przerażona zuchwalstwem apostołów, a mająca jednak przechyleniem swojem zapewnić zwycięstwo. Oczy tysiąców zwracały się wówczas na katedrę, i tysiączne głowy zdawały się pytać: „gdzie iść, mistrzu?” Ówczesny mistrz Andrieux nie dawał wprost odpowiedzi, pomimo iż w gruncie rzeczy duszą i ciałem należał do „peruk”. Sam poeta, w walce zatem interesowany, z natury słodki, łagodny, ceniący formę spokojną i w karby ujętą, bał się tej nowej romantycznej burzy, więc romantykiem być nie chciał i nie mógł. Też same jednak przymioty nie usposabiały go i do walki. Prowadził wprawdzie wojnę z nową szkołą, ale sobie taką małą wojenkę z aluzyi, ostrożnych epigramatów, które zachwycały niektórych, klasycznie wykwintnych słuchaczów, ale nie zaspokajały ogółu. Publiczność spodziewała się czegoś innego. Wołano wówczas o sąd, o wyrok potężny, jak grom, stanowczy, jak papieska encyklika. W takich czasach przewrotu, gdy idzie o przeciągnięcie mas, o śmierć lub życie, gdy każdy, kto się do solidarności poczuwa, macha piórem, jak cepem, takie stanowisko ostrożne, takie wojowanie ołowianą szabelką docinków, nie
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.