dostateczną. Wpadają oni jakby w koło błędne, zarobek bowiem mogą tylko znaleźć dalej na zachodzie (np., jak pisze Wiśniowski, na zachodniej granicy Pensylwanii w tamtejszych lasach i kopalniach węgla), a nie mają pieniędzy, by się udać albo tam, albo na dalszy jeszcze zachód, albo nakoniec do osad polskich, rozrzuconych po stepach bliższych wielkich jezior. Rząd wysyła ich tam częściowo i trochę na oślep, bo bliżej tem się zająć nie ma kto. Wielu także chłopów żebrze po ulicach miast nadatlantyckich, większość ginie z głodu, chłodu i chorób. A jednak prąd emigracyjny z Galicyi, Poznańskiego, a częściowo z miast i wsi Królestwa, bliższych granicy pruskiej, trwa ciągle i niepodobna go wstrzymać. W Poznańskiem, o ile sądzić można, na nic nie przydały się usiłowania proboszczów, odczyty, broszury, agitacye ludzi dobrej woli: prąd ciągle trwa. Wśród tych, co się przesiedlają, muszą się znaleźć tacy, choć bardzo nieliczni, którym powodzenie uśmiechnie się zaraz na początku. Otóż tacy są mimowolnie może najdzielniejszymi propagatorami emigracyi.
Piszą oni listy do domów i ponieważ im się powodzi, przedstawiają wszystko w różowem świetle, a co więcej, przysyłają pieniądze, jako niezbite dowody, że tam lepiej, niż tu. Do pisania takich listów nakłaniają i także czasem podstępnie agenci.
Trudno uwierzyć, ale jeden taki list lub
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.