podać rękę z pomocą, bo co Wołyń, to nie Stany Zjednoczone.
Z drugiej strony wiadomo, że na Wołyń wychodzą dość licznie Czesi i Niemcy, i że osadom ich nieźle się stosunkowo powodzi. Znaczne przestrzenie ziemi mogą tam być nabyte, albowiem parcelacya wcale tam nie jest słowem nieznanem. Przeciwnie: wielu jej pożąda, i dla wielu rozparcelowanie jej jest jedynym środkiem wyjścia z kłopotów finansowych.
Z drugiej strony robotnik jest tam, o ile wiemy, i potrzebny i pożądany.
Otóż rzucam następującą myśl: Jeśli emigracya jest rzeczą bezwarunkowo konieczną i nieuniknioną, czyby nie było lepiej, dla wychodźców bezpieczniej, a z wielu względów pożyteczniej skierować ją w tamtą stronę.
Jak należałoby to zrobić i jakich środków użyć, dziś rozprawiać o tem byłoby przedwcześnie. Dodaję tylko nawiasem, że dla tamtych stron byłaby w tem ta korzyść niezaprzeczona, że zyskałyby robotnika, którego im brak. Przedewszystkiem jednak kładę nacisk na to, że w razie niepowodzeń i klęsk łatwiej jest przyjść z pomocą o mil kilkadziesiąt niż o tysiące.
Zresztą myśl rzuconą od ręki poddaję wszelkiej dyskusyi.