Kowal spuścił głowę i milczał.
— I chatę pan Józef ma ładną. To ta, co przy niej studnia z żórawiem?
— Juści ta, ale niema komu dbać o nią.
— Żeby tak na mnie — mówiła Małgosia — obieliłabym ją jak się patrzy, w oknabym dała firanki i doniczki, w izbie zawiesiłabym wszystkie te obrazy, co mam... Czemu pan Józef tak nie zrobi, zarazby mu przecie było weselej.
Kowal westchnął.
— Eh! — rzekł. — Żebyśmy tak bliżej mieszkali, toby mi zaraz Małgosia ochoty dodała i poradziła gdzie co zrobić!...
— Oj! oj! samabym nawet zrobiła, jakby pan Józef poszedł do kuźni!
— Ale na taką dalekość — ciągnął kowal, biorąc dziewczynę za palce — toby pewnie Małgosia nie chciała odejść starego?
Teraz młynarzówna umilkła.
— Okrutnie mi się Małgosia spodobała, sprawiedliwie mówię! jak człowiek teraz wróci do domu, to rady sobie nie da. Ale Małgosi nic po tem! Małgosi toby się jaki rządca patrzył?
— Ja przecież wiem, co pan Józef jest warty! — ofuknęła go dziewczyna, odwracając głowę. — O żadnych tam rządcach nie myślę, tylko o tem, żeby...
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —