chcesz, panie Łojko? Czy żeby na pańskie nawoływania odpowiedziały Kizia i Mizia, obie panny tak dystyngowane, córki eks-obywatela ziemskiego, który dla „edukacyi dzieci“ przeniósł się wprawdzie do Warszawy, ale który, wierny tradycyi rodzinnej Osłowskich, nie splamił się nigdy niczem, chyba kredką w resursie kupieckiej? Siebie mógł on poświęcić, i właśnie dlatego przeniósł się dla edukacyi dzieci, ale nazwiska swego ustrzegł. Nie wymieniano go też po gazetach, jako jakiegoś członka jakiegoś komitetu i nie obwijano potem w jego nazwisko pieprzu w sklepikach.
A Jasio i Kazio?
W gimnazyum nazywano ich wprawdzie osłami, raz dla ich nazwiska, a po wtóre, że z nauką wchodzili o tyle w stosunki, o ile odwracali się od niej tyłem i wierzyli w nią zacięcie. Wobec tak silnej woli wszelkie napaści na nich geografii, historyi, literatury okazały się bezsilne. Galilejczycy zwyciężyli. — Zahartowani w tej walce wyrośli zdrowi, jak rydze, czerwoni, jak buraki — i nie zapomnieli nigdy kim są. Nieraz w przerwach między lekcyami opowiadali kolegom o przodkach swoich:
„...Jak w sławę, znaczenie rosły,
„Co to były za figury,
„Co to były za osły!!