Słusznie więc: i „Lis“ z bajki Morawskiego mógł im odpowiedzieć:
„...jakżeś nierozsądny!
„Ciągle swoich chwalisz przodków,
„I ty nie jesteś z wyrodków,
„I z ciebie osił porządny“.
Gdy wreszcie zupełnie wyrośli, każdy z nich kazał sobie zrobić bilety z napisem: „Chevalier de Osłowo-Osłowski“ — i szukają obecnie żon w czasie karnawału. Do „Nieobecnych“ nie należą. Gdy korki raz po raz strzelają u Stępkowskiego — to oni. Gdy po maskaradzie huczy gdzie jaka rajska kolacyjka — to oni. O! dzieci rodziców przybyłych „dla edukacyi“ do Warszawy! nie potrzebuję was szukać tam, gdzie sam nie bywam, bo gdy widzę pędzące dorożki pierwszej klasy i rozjeżdżające na tysiąc mieszkańców Warszawy jednego — to wy jesteście. — Gdy spotykam młodzieńca, który całe życie szuka majątku do nabycia, a jakoś nigdy znaleźć nie może — poznaję jednego z was.
A co się staje z tatusiem przyjeżdżającym dla edukacyi dzieci.
Życie się przetoczyło, pieniądze także. Dzieci, chowane pod osobistym dozorem, tracić pomogły — i tato na starość ma obcasy nieco wykrzywione. Stał się także wielkim pesymistą. Nie wierzy w poświęcenie. Oto ja — mó-