ny społecznej. Inaczej mówiąc: pisano wiele na wodzie. Środki prawodawcze nie od nas zależą, — wszystkie tedy reformy prawodawcze należą do sfery pobożnych tęsknot. Ale my i w praktyce, w sferze naszej możności nie umiemy się bronić. Oto np. mówią: żydzi zagarnęli handel. Chrześcijanin nie może z nimi współzawodnictwa wytrzymać. A czy przychodzi komu do głowy, że gdyby chrześcijanin dzień święty święcił tak, jak Żyd, to ten Żyd dwa dni w tygodniu musiałby trzymać sklep zamknięty: w sobotę, bo szabas, w niedzielę, bo niedziela. I wówczas chrześcijaninowi łatwiejby z nim było konkurować. Ale my na wsi i w mieście właśnie większość sprawunków robimy w niedzielę, w sklepach żydowskich. Robią zaś to tak samo ci, co rozprawiają o trudnej konkurencyi, jak i inni.
Takich pól praktycznych, na którychby można ograniczyć wyłączność żydowską, znalazłoby się może i więcej i zapewne lepiejby było odnajdywać je, niż czczemi słowami krzewić i podtrzymywać niechęć i nienawiść jednych przeciw drugim.
Ale to przedmiot, o którym już aż nadto pisano. Teraz na porządku dziennym jest tańcująca filantropia. Miasto nasze tak jest miłosierne, że co karnawał poci się na biednych, na niezamożnych, na wstydzących się żebrać, gotowe nawet tańczyć na wstydzących się
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —